KAPIAŁ NIEMIECKI KONTROLUJE POLSKĄ PRASĘ

 
KAPIAŁ NIEMIECKI KONTROLUJE POLSKĄ PRASĘ
 
            Jak trzymać informację za twarz, nasi peerelowscy propagandziści mogą się dopiero teraz dowiedzieć od kapitalistów. Największą poczytność w Polsce ma prasa niemieckich właścicieli. Oto jakie pisma niemieckie czytamy: „Tele Tydzień” (sprzedaż: 913 776), „Życie na Gorąco” (sprzedaż: 624 686), „To & Owo” (sprzedaż: 390 885), „Twoje Imperium” (sprzedaż: 343 130), „Chwila dla Ciebie” (sprzedaż: 294 520), „Rewia” (sprzedaż: 237 995), „Świat & Ludzie” (sprzedaż: 198 042), „Na Żywo” (sprzedaż: 179 621), „Kurier TV”  „Newsweek Polska” (sprzedaż: 114 981).
Tygodniki z polskim kapitałem to: „Polityka” (sprzedaż: 122 124), „Tygodnik Angora” (sprzedaż: 314 147), „Wprost” (sprzedaż: 55 193), „Gazeta Polska Tygodnik” (sprzedaż: 44 530), „Przegląd” (nakład: 51 000).
Zachodni kapitał w sektorze tygodników nie ma specjalnie wymagającej oferty. Myślę, że praktycznie każde wydawnictwo jest w stanie zająć się wydrukiem np. programu telewizyjnego. Prasa plotkarsko-kobieca to chyba również nie jest aż tak skomplikowany biznes, by musiał go prowadzić zagraniczny inwestor. Tymczasem takich tytułów brak.
W czerwcu 1989 roku została zlikwidowana cenzura (Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk). Warunkiem ukazywania się gazet zaczęła być ich sądowa rejestracja, co przyspieszyło zakładanie nowych pism, o których istnieniu i sukcesie zaczął decydować rynek. Na mocy uchwały sejmowej w 1990 roku rozwiązano wydawniczy koncern partyjno-państwowy RSW „Prasa Książka Ruch”. Partyjny koncern był największym koncernem prasowym w Europie Środkowo-Wschodniej. Do RSW należało w 1990 roku 178 tytułów, w tym 45 dzienników oraz 90 proc. nakładów prasy codziennej i 70 proc. nakładów tytułów i czasopism, a także: drukarnie, fabryki papieru, kolportaż, księgarnie, nieruchomości (np. budynki, w których były redakcje). Komisja Likwidacyjna ze 178 tytułów prasowych należących do RSW 70 oddała nieodpłatnie spółdzielniom dziennikarskim. W latach 1990–1992 Komisję Likwidacyjną, która niemalże za bezcen sprzedawała tytuły (np. sprzedano pismo „Kultura Fizyczna” – według dzisiejszych cen nabywca zapłacił zaledwie 30 zł) tworzyli: Jerzy Drygalski (przewodniczący, który szybko, bo już w listopadzie 1990 roku został zastąpiony przez Kazimierza Strzyczkowskiego), Jan Bijak, Andrzej Grajewski, Alfred Klain, Krzysztof Koziełł-Poklewski, Maciej Szumowski oraz… Donald Tusk.
Likwidacja RSW sprowadziła do kraju zagraniczne koncerny wydawnicze (i nie tylko), które zwietrzyły znakomity interes, bo komisja ceny za tytuły ustaliła bardzo niskie, a na dodatek nie ustalono w ustawie limitu obcego kapitału w mediach. Jako jeden z pierwszych zagranicznych koncernów prasowych pojawił na placu boju wówczas francuski koncern Roberta Hersanta. Skoncentrował się on na przejęciu ogólnopolskiej „Rzeczpospolitej” oraz kilku gazet regionalnych i lokalnych w atrakcyjnych regionach.
Od początku swego istnienia z kapitału zagranicznego korzysta „Gazeta Wyborcza”. Obecnie 90 proc. dzienników jest w rękach kapitału niemieckiego. Czy to istotne, kto jest właścicielem gazety?
Niektórzy twierdzą, że to nie ma znaczenia, kto kontroluje gazetę, przecież właściciele nie ingerują w treść. Jest wolny rynek. Odpowiadając w dużym skrócie: im więcej tytułów jest w rękach polskich właścicieli, tym lepiej, bo więcej pieniędzy zostaje w kraju. Ale najważniejsze – pisma te drenują rynek reklam. Tymczasem obecnie czasopisma polskie to niszowe pasma gminne.
Widział ktoś kiedyś gdzieś w polskiej prasie wydawanej przez kapitał niemiecki, np. artykuł, w którym potępia się fakt, iż ważny przetarg wygrała firma zagraniczna zamiast krajowej? Albo może donosił o oburzającej wyprzedaży polskich firm kapitałowi zagranicznemu? Przeczytaliście gdzieś artykuł krytyczny o Wydawnictwie Bauer i jego właścicielach? Żadna gazeta nie zdecyduje się na opublikowanie niepochlebnego artykułu na temat np. firmy, która co tydzień wykupuje u nich całą szpaltę reklamy. Inną przeszkodą są procesy sądowe, które wytaczają redakcjom duże firmy. Gazeta chcąca się utrzymać na rynku musi lawirować pomiędzy tymi wszystkimi przeszkodami, co na pewno nie jest łatwe. Proszę nie dziwić się, że „Echo Rzeszowa” nie podejmuje problematyki ogólnopolskiej, w tej sytuacji na polskim rynku prasowym nasz głos to pisk komara. Mamy założoną cenzurę totalną przy pomocy braku reklam i regulacji prawnych, np. na reklamę wolno nam przeznaczyć tylko 30 proc. powierzchni zadruku. Nikt nas nie przyjmie do ogólnopolskiego kolportażu i kropka. Niemcy w mediach mogą w Polsce robić wszystko, a my nic.
                                                                                                                       Zdzisław Daraż
 



Dodaj komentarz

Plain text

Projekt i realizacja: