BUDŻET PRZED OPŁATKIEM

BUDŻET PRZED OPŁATKIEM
     Tuż przed świętami bożonarodzeniowymi, 22 grudnia, rzeszowscy radnicy przystąpili do uchwalania budżetu miasta na rok 2016. Jak zwykle prezydent zaprezentował zakładane w budżecie priorytety, sposoby ich osiągania oraz spodziewane wpływy. Wyjaśnił, że z pewnością nie uda się powtórzyć sukcesów w pozyskiwaniu środków z roku 2015. Niemniej jednak i tak całość zamyka się kwotą ponad 1,1 mld zł. Wszystkie szczegółowe wyliczenia zawierała dostarczona radnym budżetowa książka. Wyraził nadzieję, że po wielomiesięcznym deliberowaniu w tej sprawie w najprzeróżniejszych gremiach, komisjach i spotkaniach z mieszkańcami, wprowadzanych na tej podstawie korektach, radni poprą go, gdyż jest to rozwiązanie optymalne. Nieco szczegółów dorzuciła skarbnik Janina Filipek, która dodatkowo poinformowała radnych, że przedkładany projekt uzyskał pozytywne opinie wszystkich, nie tylko ustawowo wymaganych, instytucji.
     Wydawało się, że sytuacja jest klarowna i nie pozostaje nic innego, jak klepnąć tak już wyobracany ze wszystkich stron projekt. Nic bardziej mylnego. Wpierw przewodniczący komisji finansowo-budżetowej – Stanisław Ząbek, przewodniczący klubu radnych „Rozwój Rzeszowa” – Konrad Fijołek i występujący w imieniu Klubu Radnych PO – Andrzej Dec w merytoryczny sposób wysoko ocenili projekt budżetu, doceniając jego dynamiczny i spójny charakter, a nawet to, że jest dużo większy od budżetu marszałkowskiego. Projekt potwierdza też fakt, że Rzeszów to już uznana marka światowa. Zupełnie odmiennego zdania był przewodniczący klubu radnych PiS, Marcin z Lubczy koło Ryglic i jego wierne szable samorządowe. Najbardziej ubawił mnie argument, że dotychczasowe dokonania w mieście są, bo Unia dawała pieniądze, a teraz chwalimy się cośmy to nie zrobili. Wygląda na to, że samo się zrobiło, a ktoś z tej Unii przyjeżdżał pod ratusz z ciężarówką pieniędzy, walił na kolana i błagał prezydenta, aby ten je łaskawie wziął, bo za powrót z nimi zostanie ścięty tępym i zardzewiałym toporem. I najczęściej przyjeżdżał do Rzeszowa, zamiast jeździć równo po wszystkich, bo tu było mu najbliżej. Takiej głupoty nie wymyśliłby po największym pijaku nawet Szanowny Obywatel Dżeki Marchewa. Napletli też sporo bzdur z kategorii zadłużenie, nieznajomość budżetowych zawiłości oraz brak umiejętności czytania budżetu ze zrozumieniem. Zadeklarowali głosowanie przeciw, podobnie jak w poprzednich latach. Ale później ich prominentny przedstawiciel ze szczebla wojewódzkiego pewnie znowu będzie dumnie wypinał pierś przy otwarciu przebudowanej ul. Sikorskiwgo bądź zbudowanego łącznika węzła w Kielanówce z ul. Przemysłową, twierdząc, że to stało się również dzięki efektywnemu wysiłkowi radnych PiS. Tak już było przy otwarciu mostu im. T. Mazowieckiego, chociaż ci sami radni także głosowali przeciw ówczesnemu budżetowi. To się jakoś tak nieładnie nazywa. Inni zaś coś przebąkują w podobnej sytuacji o kuciu konia i podsuwaniu łapy przez żabę.
     Budżet przyjęto już na długo przed obiadem, oczywiście, przy sprzeciwie wszystkich żon i mężów prawych i sprawiedliwych. Wyjątkowo odporni na racjonalną argumentację i interes miasta oraz jego mieszkańców. Kreujący się na ponadczasowy autorytet urbanistyczny miasta, wybitny architekt z Radomia, nadział się na prezydencką ripostę. Otóż prezydent poinformował go, że w czasie jego spotkania z uznanymi architektami okazało się, że żaden z nich nie zna naszego „autorytetu”. Może wśród nich nie było nikogo z Radomia?
     Zupełnie inny charakter miała ostatnia sesja w roku 2015. Uczestników wchodzących do sali posiedzeń witał kolędniczy duet instrumentalny – Witold Walawender i Waldemar Wywrocki. Sprawnie wygrywali najpopularniejsze kolędy i pastorałki. Przygotowane na stole opłatki zwiastowały odświętny początek obrad. Prezydent Tadeusz Ferenc wprowadził do sali ks. biskupa Jana Wątrobę, ordynariusza diecezji rzeszowskiej oraz ks. Jana Szczupaka, proboszcza z kościola farnego. Po powitalnych uprzejmościach przemówił do radnych ekscelencja biskup. Z niekłamanym podziwem wyrażał się o wielkich, pozytywnych zmianach, jakie zaszły w mieście w ostatnich latach. Dlatego z przyjemnością prezentuje Rzeszów swoim gościom, którzy nie posiadają się z podziwu dla jego urody. Stąd jego duma ze swojego już miasta. Oprócz tradycyjnych życzeń wyraził nadzieję, że radni wzniosą się nad polityczne podziały w sprawach miasta, cenić będą kompromis i potrafią pięknie różnić się. Nic dodać, nic ująć. Ale czy wszyscy to właściwie zrozumieli? Śmiem wątpić.
     Później zebrani zaczęli wspólne kolędowanie przy akompaniamencie wspomnianego duetu instrumentalnego oraz nastąpiło to, co musiało. Łamanie się opłatkiem, często połączone z zakładaniem misia. Ileż tu było dobroci, przyjaźni i miłości bliźniego! Pewnie tyle samo, ile hipokryzji. Wszyscy mówili jednak ludzkim głosem. Gdy z balkonu spoglądałem na ten sielankowy spektakl, zastanawiałem się ileż ten lud boży nagrzeszył myślą, mową i uczynkiem. Będzie z czego spowiadać się. Jak mawiał Jonasz Kofta – Kląć, że ten świat / z kiepskiego zrobiony surowca? / Ale dobry Bóg / już zrobił, co mógł. / Teraz trzeba zawołać fachowca.
                                                                                                          Roman Małek
 



Dodaj komentarz

Plain text

Projekt i realizacja: