OSIEROCILI RONDA

OSIEROCILI RONDA
     Tym razem wybierając się na radziecką sesję statutową, z góry wiedziałem, czego należy  spodziewać się. Skoro w porządku obrad pojawił się zamiar poinformowania radnych o wynikach konsultacji z mieszkańcami miasta zamysłu powiększenia Rzeszowa i projekty stosownych uchwał w tej sprawie, można było w ciemno założyć, jak będzie przebiegać cała rajców deliberacja. Wpierw zwięźle wyniki owych konsultacji zaprezentował pełnomocnik prezydenta, Krzysztof Kadłuczko. Okazało się, że po raz pierwszy przeważająca część uczestników konsultacji w Bziance i Matysówce opowiedziała się za przyłączeniem do miasta. W pozostałych też nastąpił znaczący wzrost optujących za takim rozwiązaniem. Przy sposobności pełnomocnik pokusił się o krytyczną ocenę przebiegu takich samych konsultacji w gminach, których ten problem dotyczył. Poza nielicznymi wyjątkami ocenił negatywnie ich przeprowadzenie.
     Wówczas nastąpiło to, co musiało, czyli prawoskrętny atak na ideę powiększania miasta, ale tym razem z głupszą niż zwykle argumentacją. Cóż tu nie padało! Wyplatano głupoty o tym, że ta cała argumentacja prezydenta w sprawie poszerzania miasta jest nieprawdziwa, bowiem prawdę objawioną w tej sprawie posiadł jeden z radnych. Fakt, że nikt racjonalny jej nie podziela, nie ma tu najmniejszego znaczenia. Ten sam radny twierdził, że osobiście rwał się do propagowania konsultacji społecznych w tej sprawie, ale nikt nie dowiózł mu ankiet. Inny zaś radny skontrował go, że skoro był tym razem taki wyrywny, to mógł zahaczyć o jakikolwiek punkt urzędu w mieście, który dysponował takimi formularzami, a tych miejsc było sporo. Bo jeśli chodzi o załatwianie jakichś potrzeb w urzędzie, to znakomicie potrafi za tym dreptać.
     Jesienią, gdy rada miasta uchwalała podjęcie procedury przyłączenia do Rzeszowa kilku następnych miejscowości, prawoskrętni argumentowali swój sprzeciw idei poszerzania tym, że nie mają sensu żadne konsultacje, bo mieszkańcy przyłączanych miejscowosci i tak będą przeciwni. Skoro okazało się, że tak nie jest, trzeba było szybko znaleźć jakąś inną argumentację na nie. W sukurs przyszedł – jak zwykle – wybitny architekt z Radomia, wymyślając proch do armat, których nie ma i nie będzie. Przeprowadził wywód dosyć zawiły, niczym koryto Wisłoka za Beskiem. Poraził wszystkich swoją wiedzą o mizernej wartości owych, nawet pozytywnych dla miasta, konsultacji. Decyzję bowiem podejmuje rząd, a w nim każdy minister dba wyłącznie o interes gmin i palcem w bucie nie kiwnie, jeśli to kiwanie miałoby pogorszyć kondycję ekonomiczną jakiejś gminy. Czyli gmina nade wszystko. Reszta to mały Pikuś. Fanem większości obecnych ministrów nie jestem, ale do głowy nie przyszłoby mi aż tak nisko ich wyceniać. Nawet oni wiedzą, że Polska nie słabymi gminami stoi, takimi które trzymają się na jednym czy dwóch kiepskich sołectwach, a stoi na silnych ekonomicznie i strukturalnie gminnych jednostkach administracyjnych, które dysponują budżetem co najmniej 50-milionowym i liczą przynajmniej 20 tys. mieszkańców.
     Wyklarował to zresztą racjonalnie prezydent Ferenc. Prezydent miał również zasadny żal do niektórych radnych, że martwią się bardziej o ościenne gminy, aniżeli własne miasto i jego mieszkańców, że zachowują się tak, jakby nie byli radnymi Rzeszowa lecz sąsiednich gmin. Trzeba przyznać, że jest to konstatacja nie przynosząca chluby naszym wybrańcom. Na dotychczasowym powiększaniu skorzystało miasto, ale bardzo wiele także przyłączone sołectwa. Rzadki przypadek – wszyscy skorzystali, nikt nie stracił. Zresztą wystarczy zapytać ich mieszkańców. W konsekwencji ponad dwugodzinna dysputa, w której nikt nikogo nie przekonał, bo nie mógł, zakończyła się tym, czym powinna i co było oczywiste przed rozpatrywaniem tej kwestii. Nie sądzę, aby żony i mężowie prawi i sprawiedliwi nie dostrzegali racjonalności powiększania miasta, ale partykularny interes partyjny każe i głośno tupać na nie. W ślubowaniu było coś zupełnie innego. Obie uchwały przeszły przy wstrzymaniu się przy pierwszej i sprzeciwie klubu PiS przy drugiej, tej o przyłączeniu całej Gminy Krasne. Ale co sobie ludziska pogadali, tego im nikt nie odbierze. Przynajmniej małżonkowie bedą mieli w domu spokojniej.
     Sporo emocji wzbudziło – jak zwykle – nadawanie imienia nowym rondom rzeszowskim. To na ul. Lubelskiej, na wysokości nowego mostu, miało otrzymać imię rodziny Ulmów z Markowej, a na skrzyżowaniu ulic Kotuli i Ofiar Katynia Władysława Bartoszewskiego. Wszystko niby zostało politycznie pouzgadniane i zgadzało się aż do tej właśnie sesji. Okazało się, że prof. Bartoszewski za życia srodze naraził się nieżyjącemu patronowi innego ronda, rotmistrzowi Pileckiemu i z tego powodu mieszkańcy osiedla Krakowska Południe nie lubią go i nie chcą za patrona ronda. No i masz tu babo placek! Pojawiła się próba zamiany właścicieli rond. Wówczas pojawił się gorszacy niektórych problem tworzenia trasy Unii Wolności – rondo Kuronia, most Mazowieckiego i rondo Bartoszewskiego. Znowu niefortunnie. Pojawiła się sytuacja patowa, niczym pod El Alamain. W efekcie projekt uchwał zdjęto z porządku i ronda pozostają w stanie osierocenia, nieutulone w żalu. Gdyby pojawił się zamiar nazwania jednego imieniem jaskółki a drugiego skowronka, pewnie nie byłoby problemu, chociaż nie na pewno. Bo jeśli ktoś zna człowieka noszącego nazwisko zgodne z nazwą któregoś z tych ptaszków, a którego z jakiegoś powodu nie lubi? To co wtedy? Móżdżek po polsku!
                                                                                                        Roman Małek   
     
 



Dodaj komentarz

Plain text

Projekt i realizacja: